Apple pozywa Jona Prossera za przecieki związane z iOS 26

ios26

Niektórym ludziom naprawdę trudno trzymać język za zębami. Tym razem oberwało się Jonowi Prosserowi – znanemu z internetowych przecieków i trochę z tego, że lubi być pierwszy z nowościami Apple, zanim jeszcze Apple zdąży zamrugać.

Firma z Cupertino pozwała go za ujawnienie elementów systemu iOS 26, które pojawiły się w jego filmach jeszcze przed oficjalną premierą. Sprawa trafiła do sądu, a w tle przewija się nie tylko FaceTime i tajemnicze nagrania, ale też pracownik Apple, który chyba zapomniał, że NDA to nie jest ozdoba firmowego maila.

Zacznijmy od tego, że Prosser już w styczniu wrzucił film, w którym pokazał nowy wygląd aplikacji Aparat. Zmienił się układ przycisków – mniej chaosu, więcej prostoty. Potem, w marcu, podczas swojego podcastu „Genius Bar” zaprezentował nową wersję aplikacji Wiadomości. Nowością były okrągłe przyciski nawigacyjne na górze oraz klawiatura z bardziej zaokrąglonymi rogami. A na koniec, w kwietniu, dorzucił kolejny film – tym razem z wyglądem interfejsu o nazwie „Liquid Glass”. Tam wszystko wyglądało jakby było zrobione z przezroczystego szkła – delikatne linie, miękkie przejścia, dolne paski w kształcie pigułek. I tu już Apple powiedziało: „Dość”.

logo apple 4 - Apple pozywa Jona Prossera za przecieki związane z iOS 26
logo Apple

Firma twierdzi, że źródłem przecieków był prototypowy iPhone z systemem iOS 26. Telefon miał należeć do Ethana Lipnika – pracownika Apple i, niestety dla niego, znajomego Michaela Ramacciottiego. Ramacciotti to z kolei współpracownik Prossera. I tu robi się ciekawiej. Według pozwu, Ramacciotti i Prosser mieli opracować plan: zdobyć hasło do telefonu Lipnika, ustalić, kiedy nie będzie go w domu, a potem połączyć się przez FaceTime. I co? Ramacciotti miał wtedy pokazać Prosserowi działający system na prototypie. Prosser, zgodnie z dokumentami, nagrał to wszystko za pomocą narzędzia do przechwytywania ekranu, a potem wykorzystał materiały do przygotowania swoich filmów.

Apple podkreśla, że urządzenie Lipnika zawierało nie tylko wersję iOS 26, ale też inne informacje, które nie zostały jeszcze publicznie udostępnione . I teraz nikt nie wie, co dokładnie wpadło w ręce Prossera i jego kolegi. Żeby ograniczyć dalsze ujawnianie danych, Apple chce sądowego zakazu oraz odszkodowania. Dodatkowo, Apple rozwiązało umowę z Lipnikiem, zarzucając mu nie tylko naruszenie zasad bezpieczeństwa, ale i to, że nie zgłosił całego incydentu – nawet wtedy, gdy na nagraniach zaczął rozpoznawać swoje własne mieszkanie. Firma dowiedziała się o wszystkim dopiero z anonimowego e-maila.

Na reakcję Prossera nie trzeba było długo czekać. Gdy temat trafił do sieci, odpowiedział na X, że nie był świadomy całej sytuacji i „nie może się doczekać rozmowy z Apple”. Brzmi to trochę jak „To nie ja, to pies zjadł serwer”. Jak będzie naprawdę, zdecyduje sąd.

Cała sytuacja stawia pytania o granice przecieków i to, kiedy kończy się „zgadywanie na podstawie informacji z łańcucha dostaw”, a zaczyna zwyczajne wykradanie danych. Jeśli sąd przyzna rację Apple, to może to być istotny precedens dla twórców internetowych, którzy chcą być pierwsi za wszelką cenę. Bo jak się okazuje – czasem bycie pierwszym oznacza też bycie pierwszym pozwanym.

Źródło:
Udostępnij
Facebook
Twitter
Email
Twój koszyk0
Brak produktów w koszyku!
0