Bezprzewodowy głośnik pozwoli zabrać Ci swoją ulubioną muzykę gdziekolwiek chcesz – czy to na piknik, czy na wakacje nad morzem. Jednak zanim wyruszymy w podróż z naszą ulubioną playlistą, należy takowy wybrać spośród dziesiątek dostępnych na rynku modeli.
O dominację w tym segmencie zawzięcie walczą między innymi dwie firmy – JBL i Beats. Żeby sprawdzić, która z nich jest lepsza, wziąłem pod lupę dwa modele – Pill 2.0 i Pulse. Co z tego wyjdzie? Sam jestem ciekaw.
Opakowanie i akcesoria
Wśród wszystkich produktów ubu marek, dwa wybrane przeze mnie modele, to raczej segment średni. Nie spodziewałem się od nich za wiele, ale jedna z firm zdecydowanie trzyma poziom. Beats zewnątrz ma dość skromną, lecz naprawdę nieźle się prezentującą formę. Pudełko stylistycznie przypomina produkty Apple – to sprzedawany produkt znajduje się w centrum uwagi, a nie jakieś poboczne rzeczy. Zaś JBL wyciąga wszystko na wierzch i próbuje koniecznie zwrócić na siebie uwagę – duża na cały karton grafika 3D i setki zbędnych informacji na pudełku mają nam pokazać, jak wiele (według producenta) Pulse ma nam do zaoferowania.
A w pudełku nic nadzwyczajnego – kabel do ładowania (mUSB), kabel jack-jack i wtyczka do kontaktu. Beats dodał jeszcze całkiem ładny pokrowiec (który uszyty jest na styk – trzeba użyć siły, aby go zapiąć) na głośnik.
Design i wykonanie
Pill, jak sama nazwa wskazuje – ma kształt tabletki. Niedużej (jak na głośnik) tabletki, ale jednak jest widokiem niecodziennym. W środku znajdują się 4 małe głośniczki, które zewnątrz chroni metalowa siatka. Z tyłu mamy zestaw portów – wejście, wyjście słuchawkowe i zasilanie, a na środkowym pierścieniu przełączniki – parowanie (logo Beats), głośność i włącznik/wyłącznik. Plastik jest przyjemny w dotyku, ale niektóre elementy obudowy różnią się od siebie odcieniem. Ogólnie sprawia wrażenie solidnego urządzenia, zrobionego z całkiem niezłą dbałością o detale i wykończenie. Całkiem przemyślana konstrukcja, nie mam nic do dodania.
Pulse bardziej przykuwa uwagę. Nic dziwnego, w końcu większość urządzenia zajmuje wielki panel (?) diod LED, którymi możemy sterować. Do wyboru mamy kilka ustawień dostępnych bezpośrednio na urządzeniu lub z poziomu dedykowanej aplikacji. Tym sposobem możemy wyświetlić na głośniku dowolny kolor, ich mieszankę czy też stworzyć własny efekt. Najciekawszym z nich jest chyba graficzny Equalizer tzn. jego imitacja i podskakujące w rytm muzyki kolorowe paski. Reszta, czyli górny i tylni panel, wykonana jest z gumowanego tworzywa. Na górze mamy dostęp do wyłącznika, Bluetooth, głośności i paru efektów świetlnych. Z tyłu natomiast znajduje się port mUSB, wyjście słuchawkowe i czujnik, który dostosowuje efekty do aktualnego położenia głośnika i wyświetla je w pionowej lub poziomej orientacji.
Użytkowanie
Oba głośniczki komunikują się z urządzeniem za pomocą Bluetooth, NFC lub wyjścia słuchawkowego, także podłączymy do nich praktycznie każdy odtwarzacz audio. Nie posiadają natomiast USB OTG, które pozwoliłoby np. na odtwarzanie muzyki z pendrive’a (swoją drogą – szkoda, że tylko mały ułamek urządzeń to ma, a powinno być przecież standardem). Bateria w obu trzyma dobrze (około 7h w Pillu i 10h w Pulse przy spokojnym słuchaniu), ale po włączeniu diod w Pulse, żywotność spada do około pięciu godzin. JBL informuje o poziomie naładowania z tyłu obudowy (diody są ukryte w czujniku), a Beats mruga na czerwono jedynie podczas ładowania i kiedy zostaje mu mało baterii. Na szczęście, posiada wbudowaną bardzo przydatną funkcję, która pokazuje stan jego akumulatora na górnym pasku zadań obok ikonki Bluetooth (działa tylko z iOS).
W sumie po paru dniach nic zbytnio nie razi w obu głośnikach – nie przerywają połączenia, w większości przypadków łączą się automatycznie z telefonem i są dość poręczne (a zwłaszcza Pill – zmieści się do kieszeni każdych luźniejszych spodni).
Jakość dźwięku
Parametr, którym w większości powinno się kierować przy wyborze domowych głośników sprawdza się też przy ich mobilnych wersjach. Co prawda żaden z tych dwóch nie gra, jak porządny, domowy zestaw 2.0, ale może być jego namiastką dla mniej wymagających osób.
Do odsłuchów wykorzystałem absolutnie zwyczajny zestaw – iPoda Touch 4G (mocny, basowy dźwięk), iPhone 5S (jaśniejszy, mało szczegółowy) i rzadko HiSound Audio Nova N1 (mało znany odtwarzacz o świetnym balansie tonalnym, ale za to bardzo cichy). Nie zagłębiałem się w żadne wzmacniacze. A zatem…
Od razu słychać wyższą skuteczność Pulse – w skali ajfonowej potrzebuje 1-2 kreski mniej, niż Pill, aby normalnie posłuchać sobie muzyki. I tutaj w zasadzie kończą się jego atuty, bo przechodzimy teraz do jakości dźwięku.
Co mnie zdziwiło, to mała ilość mid-basu i ogólnie niskich tonów w Pillu. Produkty Dr.Dre zazwyczaj aż skaczą od basu, a tutaj jest zupełnie inaczej. Na wyższych głośnościach i w warunkach podwórkowych właściwie znika. Pulse ma za to praktycznie sam mid-bas, ale jest on pusty i twardy. Przyzwyczajony do Bose SoundLinka mini, oczekiwałem dużo, dużo więcej. Beats ogólnie jest bardzo lekki i przejrzysty – ma się wrażenie, jakby głośniky były ustawione w stereo, a nie mono. Nagrania koncertowe brzmią naprawdę dobrze, a dynamice nie mam nic do zarzucenia. Przywyknąłbym do takiego sposobu prezentacji dźwięku, gdyby nie to, że sprawdza się on jedynie w lekkiej, jazzowej muzyce. W reszcie gatunków jest za lekki, brakuje wypełnienia i dociążenia, a wysokich tonów często jest za dużo. Pulse to zupełnie inny biegun. Gra głównie średnicą, wokal dominuje nad resztę tonów, przez co dźwięk wychodzi na zamulony i trochę ospały. Jest mniej męczący, ale patrząc prezez pryzmat wrażeń dźwiękowych, nie jest to wcale zaletą. Przy wyższych głośnościach jest strasznie pusty.
Ogólnie rzecz biorąc, Beats sprawdza się świetnie w Jazzie, Bluesie, muzyce śpiewanej przez Adele, ale wszystko, co zawiera perkusję i wymaga dużych ilości basów brzmi bardzo średnio. Pulse nie sprawdza się za to w praktycznie żadnej muzyce, słuchając odnosimy wrażenie, że mamy zatkane uszy, a jedyne albumy, w których dawał radę, to te rockowe, których osobiście wielkim fanem nie jestem.
Podsumowanie
Werdykt jest jasny i moja opinia w stosunku do nich również. Pill to mocny średniak, poręczny, dobrze zbudowany, fajnie zapakowany i nie sprawiający kłopotów, ale dźwiękowo jedynie, co w nim przyciąga uwagę, to przestrzenność. JBL to w sumie trochę cienias, bardzo interesujący zewnętrznie, ale cienias. Bez ingerencji w korektor dźwiękowy, słuchało mi się go bardzo słabo. Na rynku jest parę lepszych głośników od tej dwójki, ale jeżeli mam wybierać między powyższymi, to zdecydowanie wolę Beatsa.