Instagram, ten cyfrowy plac zabaw z selfie i ciastkami z awokado, znowu grzebie przy funkcjach. Tym razem testuje coś, co nazywa się Secret Reels. Co to takiego?
To nic innego jak Reelsy, które możesz zobaczyć tylko jeśli znasz tajne hasło. Tak, dobrze czytasz. Jakby ktoś połączył medium społecznościowe z dziecięcą zabawą w “sekretny klub za szafą”.
Zamiast klikać „obserwuj” i oglądać wszystko jak leci, teraz trzeba wykazać się jakimś intelektem – albo chociaż sprytem. Twórca publikuje krótki film, daje jakąś wskazówkę, a ty, szaraku z kanapy, musisz odgadnąć hasło. Jeśli ci się uda, masz przywilej zobaczenia treści. Jeśli nie – cóż, nadal możesz przewinąć do kolejnego Reelsa, w którym ktoś wrzeszczy na kota albo skacze z dachu do basenu. Różnorodność.
Informację o tej nowince jako pierwszy wyłapał TechCrunch, bo ktoś tam ewidentnie lubi patrzeć, co robi konto Instagram wygląd (tak, to ten profil, który niby pokazuje, jak ładnie mogą wyglądać nowe rzeczy, ale głównie publikuje rzeczy, których nie rozumiemy). I właśnie tam pojawił się Reel, którego nie dało się obejrzeć bez wpisania kodu. Kod można było znaleźć w podpowiedzi ukrytej w opisie. Jeśli się go wpisało poprawnie, film się uruchamiał i pokazywał animację z napisem „już wkrótce”. Tyle roboty, żeby zobaczyć, że czegoś jeszcze nie ma.
Całość działa prosto: twórca ustala hasło, podpowiada je w subtelny sposób, a dostęp dostają tylko ci, którzy ogarniają. Może to być imię psa, ulubiony żart z komentarzy albo słowo, które zna tylko prawdziwy fan. Można więc robić z tego mały test lojalnościowy dla swoich obserwatorów. Albo po prostu świetny pretekst, żeby ich trochę pogłaskać za to, że klikają serduszka od lat.
Secret Reels nie trzeba nikomu wysyłać prywatnie, nie trzeba zapraszać na listę bliskich znajomych, nie trzeba też wykupywać płatnej subskrypcji. Hasło działa jak klucz – kto zna, ten wchodzi. Prosto, zwięźle i bez zbędnych rozmów. Można to potraktować jako opcję dla tych, którzy chcą podzielić się czymś bardziej osobistym, ale bez kombinowania z dodatkowymi grupami, filtrami odbiorców czy długimi tłumaczeniami.
Pomysł daje sporo przestrzeni do wygibasów. Twórcy mogą z tego zrobić minigry, konkursy, puszczać teaserki do większych projektów albo po prostu robić treści tylko dla tych, którzy naprawdę „kumają bazę”. Hasło nie musi mieć sensu – ważne, żeby ci, co wiedzą, wiedzieli. To trochę jak klub dla wtajemniczonych, ale w wersji cyfrowej, gdzie wejściem jest jedno słowo.
Czy to trafi do wszystkich? Nie wiadomo. Meta milczy, jak zawsze, kiedy nie wie, czy wypuści coś dla ogółu, czy tylko sprawdza, czy internet się nie przewróci. Funkcja nie jest obecnie dostępna publicznie i wygląda na to, że testowana jest tylko w wąskim gronie. Ale skoro pojawiła się na oficjalnym koncie, to możliwe, że szykuje się coś większego. Albo coś, co zniknie bez śladu jak IGTV, bo ktoś z kierownictwa stwierdzi, że „to jednak nie chwyciło”.