Jestem zachwycony najnowszą produkcją Codemasters – Dirt 4, ale studio nie wydało tylko tej gry. Kolejną jest Micromachines World Series, które poznałem dopiero na PlayStation 4, choć gra pierwotnie ukazała się 25 lat temu.
Jazda nie wygląda na ciężką, w końcu sterujemy zdalnie sterowanymi autami po małych lokacjach. Zaczynając od wozu policyjnego, taksówki, a kończąc na czołgu i helikopterze. Dostępne dla gracza trasy znajdują się zazwyczaj w kuchni, ogrodzie i pokojach z grami (np. bilard). Nie ukrywam, że musiałem się przyzwyczaić do modelu jazdy i kamery podczas wyścigów, a bronie Nerf potrafią dodać trochę chaosu do walki o czołowe miejsca.
Trasy są pomysłowe. W kuchni musimy uważać na przedmioty kuchenne, placki, a nawet śniadanie. Każda z tras ma charakterystyczne dla siebie przeszkody utrudniające rozgrywkę, a auta w każdej chwili mogą spaść z trasy. Właśnie w tego typu grach kamera (górna) sprawdza się świetnie, a Micromachines World Series sprawia, że gra się przyjemnie.
Oprawa wizualna wygląda świetnie, to połączenie kreskówki z realistycznymi elementami. Problemem jest powtarzająca się ścieżka dźwiękowa, która z biegiem czasu nudzi gracza. Oprawa audiowizualna na pewno nie jest wadą World Series.
Niestety, ale wyścigi nie są głównym zalążkiem rozgrywki, ponieważ Codemasters skupiło się na trybie walki. Możemy walczyć z przeciwnikami, zajmować punkty, kraść flagi i wozić bombę z punktu a do b. Każdy samochód ma 3 bronie, 2 z nich zazwyczaj służą do ataku przeciwników, a 1 do obrony przed nimi. Za każdym razem walka o czołowe miejsca jest różnorodna w zależności od kierowanego przez nas samochodu.
Brakuje tutaj trybu dla jednego gracza (rozbudowanego), wyścigi, eliminacje i walki to zdecydowanie za mało. Codemasters zapomnieli dodaniu mistrzostw lub wyzwań i przez to gra traci. Właśnie przez te braki graczowi będzie ciężko wrócić do gry po dłuższej przerwie. Na szczęście można grać w 4 osoby na jednej konsoli, co bardziej sprawia frajdę od grania samemu, choć brak dodatkowych trybów jest tutaj widoczny.
Jak już wspominałem, gra nastawiona jest na grę z wieloma graczami, a pierwszy z trybów rozgrywki pozwala nam zmierzyć się z innymi podczas wyścigów, eliminacji i walki. Najważniejsze, że wyszukiwanie graczy do sesji jest szybkie i nie trzeba długo czekać. To zdecydowanie najlepszy tryb gry, chociaż w nim również brakuje mistrzostw, wyłaniających najlepszego gracza spośród znajomych lub losowo dobranych. Za każdym razem otrzymujemy punkty doświadczenia i skrzynki dodające nowe kolory aut lub dźwięki.
Po wbiciu 10 poziomu możemy zmierzyć się z innymi w meczach rankingowych, które teoretycznie powinny być trudniejsze, ale w moim przypadku nie były. W meczach rankingowych mamy wyłącznie 10 tras i nic ponadto, a to zdecydowanie za mało, żeby rzesza graczy zagrywała się w World Series.
Podsumowanie
Micromachines World Series ma potencjał, grafika i rozgrywka jest w porządku. Problemem jest mała ilość trybów rozgrywki dla jednego i wielu graczy, co nie sprawi, że wszyscy rzucą się na World Series. Jest zdecydowanie mało atrakcji dla pojedynczego gracza, a to samo z innymi (multiplayer) nie sprawi, że zostaniecie z grą na długo. Sama nostalgia z obcowania z Micromachines to nie wszystko, ponieważ oprócz tego faktu gra nie ma nic sensownego do zaoferowania.