Jony Ive, człowiek od wszystkich białych pudełek i aluminiowych kantów, znów pojawił się publicznie i – niespodzianka – miał coś do powiedzenia.
I to nie byle co, bo na Stripe Sessions 2025, w rozmowie z Patrickiem Collisonem, czyli jednym z szefów Stripe. I choć nie mówił o przyszłości Apple, AI, ani nie obiecywał nikomu poduszek w kształcie iPhone’a, to opowiedział o czymś, co brzmi dużo poważniej: jak to wszystko, co robimy, mówi coś o nas. I że kabel wyciągany z pudełka też ma znaczenie. Nieźle, co?
Tak się to wszystko zaczęło
Ive wrócił do lat studenckich w Wielkiej Brytanii. Tam pierwszy raz zobaczył oryginalnego Macintosha. Dla niego to był „rower dla umysłu”. Cytat pożyczony od Jobsa, ale ewidentnie osobisty. Właśnie wtedy zrozumiał, że chce robić coś więcej niż tylko projektować rzeczy – chce robić rzeczy, które mają sens. No i ruszył do Kalifornii, jak wszyscy, którzy chcą coś zmienić, albo przynajmniej mieć ładne biuro z owocami. Dołączył do Apple w 1992 roku i wkrótce odpowiadał za wygląd produktów, które większość ludzi widziała choć raz w życiu – od iMaca, przez iPoda, po iPhone’a i Apple Watcha. Czyli klasyki.
Praca to nie tylko praca, a pudełko to nie tylko pudełko
Jednym z najciekawszych momentów rozmowy była historia o tym, jak wyglądała praca zespołu w Apple. Każdego piątku ktoś gotował śniadanie dla innych. I tak na zmianę. Brzmi banalnie? No właśnie nie. Ive tłumaczył, że to tworzyło relacje, które potem przekładały się na wszystko inne. Spotykali się poza biurem, znali się jako ludzie, nie tylko jako współpracownicy. I w takim środowisku tworzyli rzeczy, które nie miały być tylko funkcjonalne. One miały znaczenie. Serio, nawet te nieszczęsne pudełka.
A skoro już o pudełkach – Ive opowiadał, że długo myślał o tym, jak wygląda moment, w którym użytkownik wyciąga kabel z opakowania. Tak, kabel. Bo ten gest wykona miliony ludzi. I jeżeli to doświadczenie będzie miłe, przemyślane, to znaczy, że ktoś się postarał. Że ktoś pomyślał o osobie po drugiej stronie. I że to też jest forma szacunku. Cytując Jobsa: „Możesz wyrazić wdzięczność poprzez to, co tworzysz”. Niby proste, a jednak nikt tak nie pakuje elektroniki jak Apple. To nie przypadek.
LoveFrom, czyli coś więcej niż firma
Po odejściu z Apple w 2019 roku (tak, minęło już trochę czasu), Ive razem z Markiem Newsonem założył LoveFrom. Nie, nie firmę od mydełek czy świec sojowych. Raczej studio, które robi różne rzeczy – od projektów graficznych, przez muzykę, aż po architekturę. I tak, to właśnie LoveFrom odpowiadało za identyfikację wizualną koronacji króla Karola III. Tak, króla. Więc można powiedzieć, że radzą sobie całkiem nieźle, nawet bez loga Apple na wizytówce.
Ale LoveFrom to nie fabryka produktów. Według Ive’a, każda rzecz, nad którą tam pracują, ma jeden cel: „szczerze podnosić ludzi na duchu”. Brzmi jak coś, co napisałby dział PR, ale kiedy mówi to ktoś, kto całe życie projektował rzeczy dla ludzi, brzmi to… prawdziwie. I może trochę naiwnie, ale w tym dobrym sensie.
Odpowiedzialność, której nie da się zignorować
W rozmowie padło też parę trudniejszych słów. Ive mówił o tym, że dobre intencje nie wystarczą, jeśli efektem końcowym są szkodliwe działania. I że jeśli ktoś przyczynia się do czegoś złego, to nie może się zasłaniać niewiedzą. Trzeba to nazwać po imieniu. A potem dodał coś jeszcze mocniejszego – że coraz mniej widzi radości w pracy ludzi z branży technologicznej. I że wielu myli radość z płytką zabawą, co jest zgubne. Nie podnosił głosu, nie moralizował, ale było w tym sporo goryczy. Takiej, która powinna dać do myślenia.
Co dalej?
Nie poruszył tematu potencjalnej współpracy z OpenAI, o której krążą plotki. Zero konkretów, zero komentarza. Czy coś jest na rzeczy? Nie wiadomo. Ale po tym wywiadzie jasne jest jedno: Jony Ive dalej myśli o tym, co robi, i nie rzuca słów na wiatr.
Wywiad z Ive’em to nie tylko opowieść o Apple, kablach i pudełkach. To rozmowa o tym, jak można robić rzeczy lepiej. A że mówi to ktoś, kto współtworzył jedne z najważniejszych produktów ostatnich lat, to warto było posłuchać.